Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 25 czerwca 2015

Dzień targowy czyli wizyta na targowisku | SPOŁECZEŃSTWO, SPOSTRZEŻENIA

stragan warzywny - pomidory
W wielu miastach i miejscowościach istnieje dzień, w którym zjeżdżają się handlarze i wystawiają swoje produkty tworząc targ. U mnie w miejscowości (w Chrzanowie) targ odbywa się w czwartki co tydzień. Przejeżdżając przez miasto można zauważyć większy tłok zwłaszcza w okolicy targowiska, a zaparkowanie w ten dzień jest czasochłonne i wymagające sprytu i refleksu.

Ludzie chętnie idą na targ, czy to pooglądać czy z konkretnym celem zakupowym. Na większych targach można znaleźć urządzenia mechaniczne, kosiarki, agregaty, szlifierki , produkty meblarskie - kanapy, zestawy stołowe, krzesła i fotele, ubrania i obuwie oraz swojskie warzywa i owoce od prywatnych rolników. Na targu panuje gwar, tłok co daje pewną atmosferę z tamtych lat, czasem można usłyszeć nawoływanie sprzdawców, które całkiem ładnie komponują się z całością. Targ to nie tylko miejsce zakupowe. Spotkania na uliczkach pomiędzy straganami i rozmowy, wypicie kawy czy samo oglądanie towaru to luźna i przyjemna dla wielu rozrywka.

Na targu słychać również rozmowy w innych językach. Przeważa rosyjski i ukraiński a rysy twarzy handlarz-ów wskazują na wschodnie pochodzenie. Widać, że umieją handlować i oprócz pracy jest to również ich ważny element życia, spotkań. Zawierają wiele kontaktów z ludźmi i w większości posiadają umiejętności, które powinien posiadać każdy sprzedawca. Na warzywach i owocach panowie i panie odróżniają się wyglądem, a ci co wyglądają na wieśniaków mają najlepsze utargi. Tutaj żurek, tam czereśnie, jeszcze dalej stragan kolekcjonerski z orderami i monetami i świat staje się bardziej kolorowy.

Ja dziś z targu wróciłem z reklamówką pomidorów - krzyżówką malinowych z innymi, ogórkami, bobem po 8 zł (ehh, później chłopaczek proponował po 5 zł), marchewką i butami typu sportowego. Wyszedłem zadowolony i odczułem, że w czwartek w Chrzanowie wokół targu kręci się świat .

niedziela, 7 czerwca 2015

Wielka burza - z pamiętnika rodzinnego | ŻYCIE, PRZEMYŚLENIA

świecąca się gromnica podczas burz, zagrożenia, śmierci
W mojej pamięci pozostała burza, która przetoczyła się przez rodzinne miasto jak byliśmy łebkami. Grzmoty, pioruny, kłębiaste chmury o bardzo ciemnym kolorze. Pamiętam pioruny, które tworzyły krzywe i przecinały niebo i ziemie, a sam widok napawał strachem, obawą i lękiem. Ludzie zapewne pochowali się w domach by w miarę bezpieczny sposób przeczekać wielką nawałnicę.

- Zamknij okna, bo pioruny mogą wchodzić przez lufty, zasłońcie je kotarami, tego się nie ogląda - powiedział ojciec.

My będąc mali, poczuliśmy coś większego, coś co nie było nam wcześniej znajome, coś z czym się nie dyskutuje a czego się boi. Pamiętam brata, który zamiast płakać (może płacz nawet tu nie pasował w obliczu drżących ścian i mebli), udał się bez niczyjej wskazówki do pokoju, złożył ręce i zaczął się modlić. Obrazek ten utkwił we mnie, gdyż ja młodszy raczej pełniłem rolę obserwatora, bojącego się, ale liczącego na opiekę i pomoc rodziny, patrząc na zachowania widziałem co robić w takich przypadkach, a brat samoczynnie podjął działanie. Zaświecono świecę, chyba Gromnicę. Płomień i rozpocierające się światło wokół zmieniło całkowicie wnętrzne mieszkania. Zauważyłem, że wszyscy zachowując ciszę i powagę poczuli się pewniej, mimo wciąż trwającej nawałnicy.

Coś w tym jest. Pewnie i rodzice naszych rodziców tak robili i ich rodzice też. Niby zaświecenie świecy i modlitwa a zmieniły cały obraz burzy w atmosferę bojaźni i ufności razem wziętej, ale już bez lęku.

Od dawnych czasów nie pamiętam takich burzy. Przeżyłem takowe może kilka w życiu. Teraz  szybkie ulewy z grzmotami, ale bez strzelistych piorunów trwające kilkanaście minut to już co innego, nie odczuwa się tych spraw co opisane przeze mnie z kartki pamiętnika rodzinnego a same zjawiska wydają się być po prostu spowodowane zmianami klimatu.

sobota, 6 grudnia 2014

Cywilizacja śmierci | BEZ OGRÓDEK

Cywilizacja śmierci zaczyna przybierać niebotyczne rozmiary. Ludzi "bez serca" z obojętnością w oczach przybywa, a na zachodzie kontynentu ciężko znaleźć prawdziwego człowieka. Przedstawiam nagranie z Janem Pawłem II o Europie i europejskości, o Polsce w Europie, która nie musiała wchodzić do Unii Europejskiej by być w Europie, a pod nim kilka obrazów cywilizacji śmierci widzianej oczami artysty Zdzisława Baksińskiego. Czy to tylko niedostatek 21 gram czy coś więcej?

Gorzka prawda, cóż czasem i jest gorzka ...






wtorek, 11 listopada 2014

Dzień Niepodległości 11 listopada | TRADYCJA, ŚWIĘTA


Dziś Dzień Niepodległości. 

Na pytanie co świętujemy każdy obywatel bez zająknięcia odpowie o roku 1918 i marszałku Piłsudkim. Doda frazesy o wolnej Polsce i z uśmiechem na twarzy przyzna, że dzięki tym wydarzeniom żyjemy teraz w "wolnej Polsce" wodząc wzrokiem wokół siebie na dowód swobody, wolności i niepodległości.

Polacy wchodzą z kotylionami. Biało czerwone kółka przypięte ( a jak) na prawej piersi zdają się dumnie wyrażać patriotyzm i szacunek dla Polski. Wspólne spotkania, uśmiechy, wizytacje miejsc szczególnych, składanie kwiatów i przemowy rządzących to stałe i nieodzowne elementy tegoż dnia.
Po miastach idą marsze. Flagi, transparenty wiją się na wietrze a piosenki idą wtór. Marsze dzielą się na oddzielne zorganizowane grupy. W wolnej demokratycznej Polsce jest prawo do wyrażania swoich poglądów i każda z grup korzysta z niego. Ci na lewo, ci pośrodku, ci na prawo.

Tydzień wcześniej:
- Ach ta Unia ...
- E tam narzekasz, ja jestem Europejczykiem i jestem za jak najsilniejszym związkiem w ramach Unii.
- A co z naszymi przodkami, którzy oddali krew za niepodległą Polskę ?
- A czego ci brakuje, pewnie by się cieszyli, że jesteśmy częścią Europy, mamy wolność prasy, medii, wyborów, poglądów, jest wolna gospodarka ... jest wolność i cały czas stajemy się coraz nowocześniejsi  w ramach naszego państwa.

Stany Zjednoczone Europy ?

Pytania adkontekstowe:
- Czy za taką Polskę walczyli rodacy?
- Czy jesteśmy krajem suwerennym?
- Czy w obliczu konfliktu staniesz bez szemrania i chycisz za broń w ramach wojska państwa polskiego czy jednak zdecydujesz się na partyzantkę?
- Czy Polska jest Polską?
- Czy granice państwa oddają rzeczywisty stan posiadania ziem polskich przez Polaków (a może właścicielami nie są Polacy) ?

Odpowiedź mimochodem:
- Tylko narzekacie, a wystarczy że zagłosujecie i zmienicie rządy ... Jest demokracja.

Przekazywanie Polski
Przekazywanie Polski idzie w pokoleniach w rodzinie. Dodatkowo szkolnictwo powinno uzupełniać kształcenie w tym wymiarze, jednak rodzina jest na pierwszym miejscu. Niepodległość polską odzyskało pokolenie, które urodziło się w czasie zaborów, bez swojego państwa jednak walczyli o coś co im zostało przekazane, co mieli zakorzenione w środku. Czy obecnie przekazujemy Ojczyznę dzieciom? Czy szybsze zwijanie dzieci do szkoły (zmniejszenie wieku szkolnego) jest pozytywne w tym aspekcie? Co ty zrobiłeś?

- wystarczy być człowiekiem z narodu polskiego i żyć.

Ja cały czas myślę sobie:

"Żeby Polska była Polską" idąc po hiszpańskie ziemniaki do carrefoura, tankując paliwo na shellu i podjadając kukurydze GMO ze Stanów Zjednoczonych. Wszystko odbywa się w przyjemnej atmosferze, na pierwszym piętrze w bloku, gdzie moje stopy nie mają szansy na dotknięcie ziemi ojczystej, a gdzie przy spacerkach dotykają ziemię, która do Polaków nie należy.

Jednak pralka Frania w piwnicy przypomina mi, że dobre bo polskie. I piosenka na koniec :)



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Bary mleczne - smacznie, przyjemnie z kubkiem kakao na śniadanie | KUCHNIA, SPOŁECZEŃSTWO

wnętrze baru mlecznego
Bary mleczne, pierwsze co przychodzi na myśl to relikt przeszłości, wizytówka PRL-U , a łyżka przyczepiona łańcuchem do stołu w Misiu przemyka nam przed oczyma. Jednak wnikając w temat zaczyna bardziej przyjaźnie patrzeć na tą formę gastronomii a nawet śmiem twierdzić zajmuje w znacznej części społeczeństwa ważny punkt w codziennym rozkładzie dnia.

Bary mleczne urzekają swoim wystrojem. Znajdują się tam lady, obok lodówka z sałatkami, z bułkami, wspaniałym personelem składającym się z pań gotujących i obsługujących ubranych najczęściej w białawe chałaty, ze stolików pokrytych ceratą lub bez pokrycia, sztucznym kwiatem gdzieniegdzie widocznym z racji niesprzyjających wywiewów kuchennych płynących z serca barów mlecznego - z zaplecza kuchennego.

Dobre jedzenie to dobra reklama dla barów mlecznych. Oczywiście nie wszystkie pozycje są wykwintnie smaczne, ale te, które schodzą na bieżąco i cieszą się dużą popularnością wśród barowiczów można brać w ciemno. Trafnymi punktami są zawsze: bułka z pastą jajeczną, jajecznica, zupa dnia (grzybowa, pomidorowa) , fasolka po bretońsku, bigos, schabowy z ziemniaczkami i buraczkami oczywiście - pierogi ruskie. W sezonie możemy liczyć na makaron z truskawkami i pierogi z jagodami. Osobiście odradzam branie wynalazków jak dewolaje czy gdzieniegdzie wprowadzone kebaby, gdyż można spotkać się z smakiem 4 użycia oleju, lub mieć wrażenie przechowywania takowych specyfików przez okres budzący wątpliwości. Bary mleczne oferują szeroką gamę napojów od herbatki z cytryną podanej na szklanym, przezroczystym spodku po różnobarwne kompoty (wiśniowe) aż po śniadaniowe ciepłe mleko czy kakao.

Atmosfera w tego typu jadłodajniach jest bardzo luźna, nie musimy czuć się skrępowani i sztywni jak we francuskich restauracjach, a pan w kufajce i z czapką niewidką budzi sympatię. Stali barowicze to zazwyczaj studenci, żywiący się podczas sowjego pobytu w uniwersyteckim mieście w ten sposób, ludzie starsi , dla których gotowanie obiadków dla jednej osoby mija się z celem. W niektórych barach funkcjonują tzw. bloczki, często ludzie bardzo biedni czy też bezdomni po zdobyciu owego bloczku z dumnie podniesioną twarzą proszę donośnym głosem: fasolkę po bretońsku raz. Czasy gdy pani rzucała talerzem z zupą pomidorową i wołała: Pomidorowa minęły, obecnie kultura w tym miejscu a nawet cisza towarzysząca konsumpcji stawia czoła największym standardom światowym.

Zauważyłem również, że w krakowskich barach mlecznych pojawiają się młodzi turyści zagraniczni, raczej z chęci zobaczenia i poznania niepowtarzalnego klimatu niż zjedzenia sobie fury pierogów ruskich z smażoną cebulką.

Sprawa wymierania i likwidacji barów mlecznych po głębszym zastanowieniu jest bardzo poważna. Potencjalne zlikwidowanie owych gastronomii mogłoby wywołać nieoczekiwany bunt społeczny, rękoczyn a nawet marsz na Warszawę. Wydaje mi się, że władza doskonale to rozumie, przynajmniej w Krakowie, dopłacając do interesu i trzymając tym społeczeństwo w ryzach. Brakuje trochę reklamy owych barów, na pewno obok Wawelu czy Rynku byłyby wabikiem dla turystów z zagranicy.

Pan Mieciu w podróży z lotniska | POLSKA, SPOŁECZEŃSTWO, CZŁOWIEK


polskie chłopaki w PRL-U
 Powrót samolotem z Francji na Balice. Odprawa, za samo rozsuwającymi się drzwiami oczekujący przybyszów ludzie z karteczkami z imieniem. Chwila euforii towarzysząca wejściu na drugą stronę lotniska, brakuje tylko czerwonego dywanu. Każdy z każdym rozmawia, kwiaty, szum przesuwających się na kółkach walizek. Jesteśmy w Polsce, obcokrajowcy nie mogą się doczekać zwiedzania miasta.

Mniej zamożni udają się do autobusu, który dowiezie ich do centrum. Pierwsze problemy z  zakupem biletu w automacie pokonane, autobus wygląda nieźle, jest klimatyzacja, a miejsce dla niepełnosprawnych widać jest tu już standardem. Ruszamy. Przejeżdżamy przez małe miejscowości podkrakowskie, ludzie obserwują przy drogowe posesje, ładnie przystrzyżone trawniki, domy, które świadczą o wielkim skoku cywilizacyjnym wolnej Polski. Gdzieniegdzie w oko wpadają stare domy, które świadczą o pozostałości brudnej, biednej i dzikiej Polski, brak elewacji napawa strachem, a przechadzające kury na ogródku budzą lekkie uśmieszki.

Tuż przed Krakowem do autobusu wsiada pan Mieciu. Fryzura ala Kaziu Deyna, kantka na szarych spodniach, lekko rozszerzanych u dołu i jupka na tułowiu wzbudzają ciekawość pasażerów zagranicznych, ukradkiem spoglądających na pana Miecia. Pan Mieciu zajmuje miejsce koło drzwi, lekko wychudzona postać różni się od reszty, a but pana Miecia wbija się jak kij w oko. Polacy wracający z emigracji, czują, że są już w Polsce, lekkie śmiechy zewnętrzne nie oddają stanu ich duszy -  poczucia spokoju i bezpieczeństwa z racji obecności pana Miecia. Para  Francuzów siedząca na tyle autobusów zaczyna czuć się nieswojo. Próby patrzenia w bok nie pomagają. Wciąż wbija się im w oczy pan Mieciu, prawdziwy pan Mieciu, który zatrzymał się w latach osiemdziesiątych a przez to jest prawdziwym panem Mieciem. Nerwowe spoglądania na zegarek i myśl że już za 30 minut będą siedzieć w Galerii Krakowskiej na kawce u Starbucksa chłodzi emocje. Świecznik jednak jest wciąż w autobusie. W zestawieniu z panem Mieciem nie wyglądają za dobrze, blado a wręcz nijako. Nawet koszulka z North Face'a nie wnosi do sprawy nic nowego, a reklamówka pana Miecia zdaje się wygrywać z pięknymi torbami z mechanizmem kółek samojezdnych. 

Ja siedzę i patrzę. Widzę pana Miecia i mówię: "Oto Polska, nie elegancja Francja." Mówię to nie ze smutkiem lecz z dumą, że my tu mamy takiego pana Miecia, który pozostał panem Mieciem aż do dzisiejszego dnia.