piątek, 4 lipca 2014

Z językiem na brodzie - bieganie | POZNAWANIE ŚWIATA, POZNAWANIE SIEBIE

Skończyłem pracę. Szybkim ruchem przemieściłem się do kuchni by spożyć obiad. Jest, zaliczony. Mam energię, odbieram telefon z skarbówki, dzwonię do brata i załatwiam sprawę w banku. Jest godzina 18, więc dużo jeszcze przedemną. Szybkim chodem udaje się na zakupy. CIach, ciach, ciach, koszyk zapełnia się, a ja wypatruje, w której kasie jest mniejsza kolejka. W głowie przenikają kolejne sprawy do załatwienia a ich ilość powoduje zwiększenie tempa stawiania kroków.

Ajj

Nie mam karty zbliżeniowej. Cenne sekundy uciekają a ja wciąż czekam na resztę pieniędzy. Już 21. Najwyższy czas ułożyć sobie plan spraw na kolejny dzień. Jutro działam 12 godz. w pracy (bo muszę przyrobić trochę grosza), więc umycie samochodu wychodzi z gry.

A może tak jutro nic nie będe robił szybko ? Może zrobie tyle ile zrobie własnym tempem, zauważając wokół przyrodę, spoglądając na produkt spożywczy i czytając jego skład, rozmyślając czy wziąść gruszkę czy może coś bardziej egzotycznego,  a wieczorem spocząć i nie robić nic ...

Spostrzeżenie
Czas wykonywania czynności zwiększył się przez ostatnie 20 lat. Nagrywając z lotu ptaka przemieszczających się ludzi łatwo można by wyliczyć prędkość ich chodu. Ludzie biegają. Ludzie biegają bo mają sprawy a jedna goni kolejną. Ludzie biegają by żyć, by jeść, by jakoś funkcjonować w tym społeczeństwie. Ludzie biegają mimo urządzeń, które pozwalają na zaoszczędzenie czasu. Czy 20 lat temu chodziłeś szybciej czy teraz?

Hola, hola - nie wszycy biegają. Są ludzie nie biegający. Dzielą się na dwie grupy. Pierwsza  z nich to olewacze, bezdomni, czy pijaczki pod spożywczakiem - oni powoli do przodu żyją sobie. Myślę, że jest to spowodowane tym, że nie umieją biegać lub nie radzą sobie z biegiem. Druga grupa to ludzie, którzy żyją na wysokim stanie, oni mają pod sobą ludzi (pół biegających), którzy pilnują by ludzie biegali by oni nie biegali.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Szybki powiew powietrza. Jak odnowić siły witalne.

Chodzę sobie w ciągu dnia i brakuje mi weny. Zdradliwa wena raz jest raz jej nie ma - to powiedzenie jest jak najbardziej na miejscu. Jak jest wena to i siły się znajdują, wena daje motor do działania, aktywność sprzyja dobremu samopoczuciu, a to z kolei daje obraz większych sił witalnych.

Rozważania sprowadzę więc do sposobów na odzyskanie weny.
Można przeczekać brak przypływu pomysłów, werwy i chęci. Być może jutro wstaniemy prawą nogą i wejdziemy w dzień z zapałem. Ta sytuacja jest jak najbardziej wskazana, 1-3dni można śmiało czekać bo przecież po burzy zawsze słońce wychodzi. Hmm, mija tydzień a mi się nic nie chce a wyrzucenie śmieci zdaje się być spychane poza świadomość. Leże, chodzę, wykonuje czynności jak robot, który spełnia powierzone mu obowiązki, a kreatywność kończy się na przygotowaniu zielonej kanapki.

Co z tym zrobić?
I tu wchodzimy w pewien paradoks. Wena nie przychodzi, a nam się nic nie chce zrobić by ją uzyskać. Skoczmy do swoich punktów hobbistycznych. Zróbmy to co lubimy robić, coś co sprawi nam satysfakcję. Tu wtrące, że jak nasze działania przysporzą uśmiech na czyjeś twarzy, wena ma większe szanse na powrócenie. Ogólnie każdy z nas powinien mieć swoje punkty na odzyskanie weny, mogą być różne tak jak i my jesteśmy różni.

Ja czasem nurkuje w wannie i wytrzymuje jak najwięcej pod wodą. Zimny prysznic też potrafi zdziałać cuda a stanie na głowie (na łóżku, a w moim przypadku to raczej świeca) pobudza mój umysł do twórczej pracy. Wysiłek fizyczny raczej ciężko wpisać do sposobów, gdyż jak się nic nie chce to nie ma mowy o bieganiu czy nawet siłowni. Metody muszą być w miarę proste, dostępne, nie wymagające dużego wysiłku, które otworzą nam nowe horyzonty.

czwartek, 26 czerwca 2014

Wyuczona bezradność | POZNAWANIE SIEBIE


Kiedyś wpadło mi w rękę pewne badanie. Mianowicie zrobiono doświadczenie na szczurach, by sprawdzić sposoby reakcji na określone warunki zewnętrzne.

Szczury podzielono na dwie grupy. Pierwsza i druga grupa została umieszczona w zamkniętych klatkach, z tym, że pierwszej grupie dano możliwość otworzenia zapadni i przejścia do innej klatki. Póki nic się nie działo szczury pozostawały w klatkach.

W drugiej części doświadczenia rażono szczury prądem elektrycznym. Szczury naturalnie i automatycznie zaczęły szukać wyjścia z "elektrycznych" kratek, jednak takową możliwość miały szczury z pierwszej grupy (umieszczone w klatce z możliwością otwarcia zapadni). Rażenie prądem przeprowadzano kilkakrotnie po czym zaprzestano tej czynności. Następnie wszystkie szczury z dwóch grup po kolei umieszczano w klatce z zapadnią. Z pierwszej grupy szukały możliwości wyjścia z sytuacji, znajdowały przejście i uciekały z rażenia prądem. Natomiast gryzonie, z grupy drugiej przy rażeniu prądem nie wykonywały żadnej aktywności.

Kolejne doświadczenie.
Umieszczono szczury w klatkach bez jakichkolwiek wyjść. Szczury z grupy pierwszej pod wpływem elektrycznego bodźca wykazywały długą aktywność, wciąż poszukując wyjścia, nie dając za wygraną i nie zaprzestając poszukiwań.  Z drugiej grupy jak można było przypuszczać nie przejawiały żadnej aktywności pozostając w bezruchu.


Powyższe badania pozwoliły na skonstruowanie teorii wyuczonej bezradności, którą można by przenieść na grunt ludzki. Wynika z niej, że bezradności można się nauczyć, w wyniku wcześniejszych doświadczeń, niepowodzeń następuje przytępienie, apatia, beznadzieja a w wyniku brak przejawów dążenia do rozwiązywania spraw. Niby wszystko w porządku, jednak nasuwa się pytanie jak wyjść z wyuczonej bezradności...

Doktor Seligman daje pewne wskazówki jak wyjść z wyuczonej bezradności, całkiem skuteczne.
Jednak można w ogóle w nią nie wejść, rozwiązaniem jest optymizm, a co najlepsze można się go nauczyć.